Polska źle wykorzystuje darmowe uprawnienia do emisji CO2 dla elektroenergetyki

Polska źle wykorzystuje darmowe uprawnienia do emisji CO2 dla elektroenergetyki

Polska źle wykorzystuje darmowe uprawnienia do emisji CO2 dla elektroenergetyki


16 czerwca 2016

Aż 70% projektów realizowanych przez spółki energetyczne w zamian za bezpłatne przydziały do emisji gazów cieplarnianych obejmują infrastrukturę węglową, a jedynie 10% to inwestycje w źródła odnawialne.

Tymczasem celem wynegocjowanych przez polski rząd tzw. derogacji dla elektroenergetyki miała być modernizacja przestarzałego sektora energetycznego oraz dywersyfikacja źródeł dostaw. Inwestycje w węgiel mogą odbić się nam czkawką po 2020 roku, kiedy cena uprawnień zacznie rosnąć.

W swoim raporcie „Derogacje od transformacji” Fundacja ClientEarth Prawnicy dla Ziemi bada m.in. sposób wykorzystania darmowych uprawnień do emisji gazów cieplarnianych dla sektora elektroenergetycznego otrzymanych na lata 2013-2020. Zgodnie z danymi Ministerstwa Środowiska w pierwszych latach funkcjonowania systemu bezpłatne uprawnienia otrzymało 68 grup kapitałowych. Łącznie koszty kwalifikowane inwestycji, wyrażone w cenach z 2010 roku wyniosły prawie 4,5 mld euro.

- Wnioski z raportu nie są optymistyczne. Te pieniądze miały zostać przeznaczone na konkretne cele takie jak modernizacja infrastruktury energetycznej oraz dywersyfikacja źródeł dostaw, co w konsekwencji miało służyć stopniowemu odchodzeniu od spalania węgla. W dużej mierze zostały jednak przeznaczone na inwestycje utrzymujące status quo – wyjaśnia Agnieszka Warso-Buchanan, radca prawny Fundacji.
 
- Nawet projekty służące rozwojowi odnawialnych źródeł energii obejmują głównie budowę lub modernizację kotłów do współspalania węgla z biomasą, technologię uznawaną za kontrowersyjną – dodaje Warso-Buchanan.
 
Raport wskazuje również, że aż około 1/3 firm nie podaje informacji o realnie poniesionych kosztach przedsięwzięć realizowanych w zamian za bezpłatne uprawnienia, uznając je za „dane wrażliwe”. Uniemożliwia to ocenę skali i znaczenia prowadzonych inwestycji.
 
- Jako społeczeństwo mamy prawo nie tylko wiedzieć, ale też współdecydować o tym, jakie inwestycje finansujemy w zamian za tzw. bezpłatne uprawnienia – zauważa Agnieszka Warso-Buchanan. To nie są pieniądze prywatne, ale środki publiczne. Pamiętajmy o tym, że zyski z aukcji uprawnieniami zasilają budżet państwa, a więc wszelkie odstępstwa od obowiązku kupna uprawnień oznaczają znaczne uszczuplenie wpływów do budżetu – podkreśla Warso-Buchanan.
 
Polska, jako państwo, w którym sektor energetyczny jest bardzo silnie uzależniony od spalania węgla, dostała możliwość bezpłatnego przydzielenia 70% uprawnień do emisji gazów cieplarnianych. W zamian spółki energetyczne miały inwestować w unowocześnienie infrastruktury oraz stopniowe uniezależnianie się sektora od jednego surowca energetycznego i w kolejnym okresie rozliczeniowym (po 2020 roku) emitować i płacić za emisje znacznie mniej.
 
Zgodnie z decyzją Rady Europejskiej z października 2014 roku w latach 2021-2030 Polska będzie mogła ponownie skorzystać z przydziału bezpłatnych uprawnień dla sektora elektroenergetycznego. Bezpłatne uprawnienia mogą stanowić maksymalnie 40% całej puli. 
 
Raport wskazuje na brak transparentności przy wyborze inwestycji, które są realizowane w obecnym okresie rozliczeniowym. Zdaniem ClientEarth, projekty kwalifikowane do wsparcia ze środków publicznych powinny być konsultowane społecznie. Zaś forma i zakres sprawozdań z realizacji projektów – upubliczniane w kształcie umożliwiającym realną ocenę prowadzonych inwestycji. Organizacja uważa także, że minimum 50% środków powinno być przeznaczanych rozwój energetyki obywatelskiej.
 
Stawka jest wysoka. Komisja Europejska oszacowała wartość bezpłatnych uprawnień do emisji na lata 2013-2021, o które wnosiła Polska na prawie 7,5 mld euro.